nikander nikander
107
BLOG

O awersji Polaków do integracji produktowej.

nikander nikander Gospodarka Obserwuj notkę 0

 

Wiem, wiem i dałem temu wyraz na salonie24: kto nie jest już bogatym, nie jest klientem banku i nie jest klientem sądu, to liberałowie wydali na niego karę śmierci, a termin egzekucji jest jedynie  kwestą czasu.

Jednak co zrobić z tymi, co to woleliby uniknąć katowskiego topora.

Do tej grupy należą nieświadomi optymiści, którzy „biorą sprawy w swoje ręce” i rzucają się w odmęty samodzielnej działalności gospodarczej. Na początku wielką tchnie wonią to małe, co to niby jest piękne. Rodzina kibicuje i składa się na koszty pieczątki i zszywacza biurowego.

Po pewnym czasie okazuje się, że to małe wcale nie jest takie piękne, że jest drogie, nieefektywne i wyniszczające resztki zdrowia i ostatnie w kolejce po środki unijne.

Próbujemy zastanawiać się nad rzuceniem tego wszystkiego, wzięcia ogon pod siebie i szukania szczęścia na państwowej posadzie, lub u jakiegoś, małego lub większego, oligarchy. Piszemy kolejne CV i listy motywacyjne. Czekamy, na ten telefon co to miał się odezwać - i cisza. Zastanawiamy się co się stało. Nie wiemy że: kadrowa w administracji doszła do wniosku, że prawdopodobnie gość pracował po 14 godzin dziennie i teraz chce odpocząć na posadzie, oligarcha woli takich raczej unikać, co to kulisy biznesu mają w jednym paluszku i mogą sprawiać kłopoty.

Po wysłaniu 72-go kompletu CV+list motywacyjny zaczynamy szukać innego rozwiązania. Pozostają organizacje o integracji produktowej: konsorcja i klastry. Zapewne już wiecie, że klaster może działać w formie konsorcjum, ale to taka polska specjalność jak „jednoosobowa spółka skarbu państwa”. Zaklajstrować byle czym.

Jeśli działamy w branży budowlanej, to się nam poszczęściło. Co jakiś czas ktoś tam, ogłasza jakiś przetarg i próbujemy rozmawiać z szukać kontaktów. Jednak zawsze istnieje problem lidera. Ten zawsze może dojść do wniosku, że umowa konsorcjalna nic mu nie daje. Nie może liczyć na to, że każdy z konsorcjantów sfinansuje swoją część prac, a rozrachunek nastąpi z konta zleceniodawcy. Aż się prosi, aby tak było! Jednak w polskim prawie, nie dostrzeżono, że lider konsorcjum działa nie tylko i „wyłącznie w imieniu własnym i na własne ryzyko”, ale także „w imieniu i na rzecz osób trzecich”. Ciągle wymagane jest zachowanie chronologii zdarzeń gospodarczych czyli: nie mogę sprzedać czegoś czego wcześniej nie kupiłem. Więc idzie do banku: załatwia kredyt, płaci podwykonawcom. Oni już problem maja z głowy. Oni już kasę mają na koncie.

Ale załóżmy, że jesteśmy konsorcjum na zewnątrz, a łańcuchem dostawców wewnątrz. Ot taka Polska hipokryzja! Zafakturowaliśmy już zleceniodawcy i po jakimś czasie zleceniodawca skarży nas o szkody produktowe. I co, i liberalizm upomniał się o swoje: zostaliśmy, zarówno klientem banku jak i klientem sądu.

Przedsiębiorcy, którzy chcieliby w związkach o integracji produktowej wyprodukować coś na własne rynkowe ryzyko, mają już zupełnie przechlapane. Na lidera takiego klastra/konsorcjum spada jeszcze jedno memento: nikomu nie udało się spisać umowy (o dzieło, czy to zlecenia) aby jakiś Kowalski kupił w określonym sklepie, o określonej porze kiełbasę o określonym gatunku.

Tak więc każdy przedsiębiorca, ma prawo myśleć takimi kategoriami: klastry, konsorcja – sprawa śmierdząca, nie wchodzę. Nie trzeba być biegłym z arkanów ekonomii neoinstytucjonalnej Pejovica i Northa, aby nie zobaczyć, że nie dochodzi w gospodarcze do takiej ilości transakcji do jakiej dochodzić by mogło. Łączka bezrobotnych się wydłuża.

Czy sprawa jest trudna?. Ależ nie, wystarczy dostosować się do unijnych dyrektyw w zakresie ewidencjonowania zdarzeń gospodarczych dokonywanych „w imieniu własnym, na rzecz innych podmiotów”. Żadne mecyje: dwa dodatkowe konta przelotowe w planie kont!

 

 

nikander
O mnie nikander

Józef Kamycki - obecnie na emigracji wewnętrznej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka