nikander nikander
394
BLOG

Klastry (grona) gospodarcze – tajemnice kuchni.

nikander nikander Gospodarka Obserwuj notkę 0

 

Jest w moim programie wyborczym punkt:

 

*8*. Stworzenie prawnych możliwości „produktowej” integracji przedsiębiorców w oparciu o koncepcję „przesunięcia momentu sprzedaży kosztów wszystkich kooperantów na moment sprzedaży produktu końcowego” (na podobieństwo japońskich keiretsu pionowych, koreańskich czeboli). Cele:
- Rozwój klastrów produktowych dających możliwość małym i średnim przedsiębiorcom działania w „dużej skali” w oparciu o siłę klastra przy zachowaniu wszelkich prerogatyw właściciela i zarządcy.
- Prawne udostępnienie formy organizacyjnej, szczególnie przydatnej do gospodarczej aktywizacji obszarów wiejskich.

 

      Mam nadzieję, ze notki tej nie przeczytają ludzie wtajemniczeni w historie klastrów na Podkarpacia, bo pewnikiem miałbym wiele komentarzy w stylu: „a dajże sobie chłopie z tymi klastrami siana. Łazisz, łazisz i nic nie wyłaziłeś”.

      Jednak jak obietnice wprowadzenia klastrów u nas zapowiada PiS więc mniemam, że temat za który „łaziłem” od ponad 8 lat nie umarł tak już zupełnie.

       Może ktoś powie, że klastrów ci u nas dostatek, że rozwijają się bujnie, że UE nie szczędzi grosza na ich rozwój. Skąd zatem te insynuacje o rzekomej śmierci?

      Otóż było sobie na Podkarpaciu kilku przedsiębiorców branży informatycznej, którzy chcieli się jakoś zintegrować, aby mieć większą szansę na rynku. Próby integracji o możliwe do wykorzystania formy prawne spółki jawnej, partnerskiej, komandytowej oraz spółdzielni nie przypadły im do gustu. Nagle olśnienie: a może by klaster?

      Podczas dyskusji, ktoś poddał myśl, że byłoby to perspektywiczne z punktu biznesowego rozwiązanie dla obszarów wiejskich.

      Ale po kolei. Koncepcja klastra (my to nazywaliśmy podkarpackim modelem klastra) rodziła się dość długo. Najpierw należało poszukać jakiejś nowej koncepcji integracyjnej, innej niż w spółkach i spółdzielniach, oraz dać tej koncepcji „prawo do życia” czyli prawną formę organizacyjną. Klaster bowiem – jako luźne zrzeszenie – nie miał mieć osobowości prawnej a miał korzystać z osobowości prawnej zrzeszonych w nim przedsiębiorców. Ktoś te wspólne produkty klastra musiał wprowadzić na rynek i ktoś musiał wziąć za nie odpowiedzialność. Uważaliśmy, że prawo powinno chronić nabywcę wyrobów klastra i że powinna być kolejna „umowa nazwana”.

      Jako koncepcję integracyjną przyjęto „przeniesienie momentu sprzedaży kosztów wszystkich kooperantów na moment sprzedaży produktu końcowego”. Wszyscy byli zadowoleni z tego wynalazku, bo pachniał on nagrodą Nobla. Byliśmy oszołomieni tym, jak zostaną ukształtowane emocje w takim tworze gospodarczym i jak szybko będzie „szare zamieniane na złote”. Wszyscy robią wszystko, aby wspólnie wytwarzanym produktu dać szansę na rynku i wygrać z konkurencją. Nie ma sprzedaży nie ma przychodu. Proste. Nie ma przerzucania problemów marketingowych na sklep. Każdy oczekuje werdyktu rynku na efekt wspólnej pracy. Każdy daje z siebie wszystko, Każdy pomaga, doradza, ostrzega.

      Kilku więc takich „nawiedzonych” postanowiło zawiązać inicjatywę ustawodawczą, aby uporządkować sprawy prawne i rozrachunkowe. Podzieliliśmy się biurami poselskimi i każdy miał przeprowadzić rozmowy z lokalnymi posłami. Tak się stało, że za którymś razem udało się. Sprawą zainteresowała się poseł Halina Murias z LPR i w niedługim czasie projekt ustawy o klastrach przedsiębiorstw rodzinnych trafił do laski marszałkowskiej. Zawierał on dwa ważne aspekty: aspekt przedsiębiorstwa rodzinnego oraz aspekt ich integracji w silne struktury gospodarcze w oparciu o więzi formalne i nieformalne.

      Jak zapewne Państwo wiecie, jak ustawa jest procedowana niezbędne są tzw konsultacje społeczne. Tych konsultacji było sporo. W spotkaniach z przedsiębiorcami i rolnikami temat wchodził „jak w masło”. Zwykle po półgodzinie łamania barier nawiązywaliśmy kontakt emocjonalny. O klastrach zaczęto mówić dobrze.

Ale żyjemy w Polsce, kraju bezinteresownej zawiści, więc zaczęły się pojawiać schody.

      Jakoś użebrałem kilka groszy u ministra Ardanowskiego na organizację ogólnopolskiej konferencji, aby sprawę przybliżyć środowisko izb rolniczych i ośrodków doradztwa rolniczego. Kilka wyjazdów do Warszawy i udało się. Ministra Ardanowskiego zapewniałem, że tym razem nic nie będzie o kolejnej definicji klastrów M.Portera, ale będą naświetlone problemy prawne i organizacyjne, bo to przecież jest robione w ramach konsultacji społecznych ustawy.

      Na czas przygotowania do konferencji zatrudniłem się w ODR w Boguchwale i prace ruszyły. Wszystko szło gładko a pracownicy ODR pomagali mi w tej inicjatywie jak tylko mogli. Do czasu. Chcieliśmy zainteresować konferencja włodarzy województwa. Wzięliśmy program konferencji, propozycję referatów i zaczęliśmy objeżdżać urzędy. W Urzędzie Marszałkowskim poszło dobrze. Ponieważ istniał już klaster „Dolina Lotnicza” w Rzeszowie więc poszerzenie tej koncepcji na obszary wiejskie spotkało się z sympatycznym przyjęciem. Kolej na Urząd Wojewódzki i tu od razu kubeł zimnej wody na rozpalone głowy. Jak zakomunikowała nam pani dyrektor Grabowska z wydziału co rolnictwem miał się zajmować, to władza decyduje jakie to konferencje mogą się odbywać w podległych jej jednostkach. Na próżno zdały się tłumaczenia, że my od ministra Ardanowskiego i na jego zlecenie.

      Z dyr. ODR Wyskielem wracając z tej rozmowy, w której dyr Grabowska zdała egzamin z asertywności, powiedzieliśmy sobie, że zaszło coś o czym chyba nie wiemy. Wkrótce otrzymaliśmy nowy program konferencji z nowymi autorami i nowymi tematami. Miało być ogólnie o klastrach ale ani słowa o problemach prawnych, organizacyjnych i sejmowej robocie. Powiadomiłem o tym ministra Ardanowskiego. W efekcie mój referat został - ponoć na wniosek ministra – przywrócony. Pozostałe referaty niosące istotną treść zostały wycięte. Jak otrzymałem stanowcze stanowisko, że na konferencji nie może być poseł Haliny Murias – sprawozdawca ustawy – bo wojewoda Ewa Draus (PIS) sobie tego nie życzy, to „rzuciłem papierami”. Po perswazjach dyr. Wyskiela doprowadziłem sprawę do końca, ale bez dbałości o jakość.

      Uznałem, że skoro osobą non grata jest na tej konferencjo poseł sprawozdawca, to i moja tam obecność jest niepożądana. Nie wiem co się działo w pierwszym dniu konferencji. Myślałem, że w drugim dniu oficjeli nie będzie, więc będzie można coś na temat powiedzieć, bo gości zjechało się z Polski całe mnóstwo. Niestety – przyszli. Jak mister Ardanowski dał mowę o tym, jak podziwia Podkarpacie za to jakie powstają tu koncepcje, mało co nie popłakałem się ze wzruszenia. Ten nastrój jednak prysnął wtedy, gdy tenże sam minister zaczął ostrzegać zebranych przed takimi co to się koło WODR-ów kręcą, aby skoczyć do polityki, bo to dobra trampolina. Coś mi piknęło, jakaś myśl przeszła przez głowę, ale o tym na końcu.

      Profesorzy składnie wywiązali się z otrzymanych tematów mówiąc ślicznie, a dla inżynierów, bez sensu. Wszystko skończyłoby się normalnie, gdyby nie jeden słuchacz. Ano przyszedł jeden taki, co to swojego chleba władzy nie zawdzięczał i po referacie dyrektor Grabowskiej, która to o planach rozwoju klasteringu w województwie Podkarpackim prawiła, że powinna mu zwrócić pieniądze za stracony czas, bo mówiła pół godziny i nie powiedziała jednego zdania na temat. Skandal nad skandale, a ja przepłaciłem to premią.

 

Co wiem teraz.

      PiS wtedy był zajęty zjadaniem koalicyjnej „przestawki”. Ponieważ w ekipie, która tę dobrą nowinę klastrową propagowała nie było jawnych przeciwników LPR, a wręcz przeciwnie, należało ją z daleka trzymać od stołu prezydialnego. Tak więc, naiwny Polski reformatorze. Jeśli coś będziesz chciał zrobić dla Polski to zważ, czy jakiś koalicjant nie jest w tym momencie konsumowany.

 

Pozostałości po tej konferencji znajdziesz tutaj.

 

Do Jurka Wawro.

      Nie wierze, że PiS zajmie się klastrami. Musiałby zaangażować fachowców. Będzie jak zwykle: załóżcie sobie stowarzyszenie i nazwijcie go klastrem, jak już tak bardzo klastrem być chcecie. Poprze ich PO, bo jak wiesz „naruszyłoby to bezpieczeństwo obrotu gospodarczego”, a poza tym przedsiębiorcy mają tyle możliwości nawiązywania kontaktów, że żadne klastry czy plastry nie są im potrzebne.

nikander
O mnie nikander

Józef Kamycki - obecnie na emigracji wewnętrznej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka