Co ma wspólnego dyr. Tomasz Tratkiewicz z Ministerstwa Finansów z twórcą kodeksu handlowego mec. Maurycym Allerhandem? - wiele.
Można by się zastanawiać czym zgrzeszyły „Stowarzyszenia do poszczególnych czynności handlowych na wspólny rachunek” z Powszechnej ustawy handlowej zaboru austro-węgierskiego z 1862 roku, że nie znalazły się w kodeksie handlowym (1935r .) mec. Maurycego Mojżesza Allerhanda.
To „stowarzyszenie” często było nazywane „spółka dorazową” i regulowało normą państwowa to co obecnie w prawie zwyczajowym przejęła umowa konsorcjalna bądź umowa kontraktacyjna.
Otóż rzeszowski rzyt Moryc Allerhand w dbałości o interesy pewnej rasy koczowniczej nie mógł pozwolić na to, aby w prawie gospodarczym istniało takie rozwiązanie:
Art. 270. Po ukończeniu spólnego interesu musi uczestnik, który go prowadził, zdać pozostałym uczestnikom sprawę przy przedłożeniu dowodów. (tamże)
Z tego dość archaicznego języka musimy przyjąć że „zdać sprawę” oznaczało rozliczenie i to rozliczenie przy „przedłożeniu dowodów”. Ten nie trawiący laktozy i nie spożywający kaszanki osobnik (OBCY – w naszym systemie rozpoznawania swój-obcy) nie mógł pozwolić sobie, aby w najważniejszym akcie prawa gospodarczego znalazło się coś, coby podważało brudnojudejski kanon tajemnicy handlowej. Wtedy nikt z Polaków nie protestował. Chyba byli na mszy.
Czasy mamy podobne. Otóż z dobrodziejstwem inwentarza przystąpienia do UE otrzymaliśmy prawo regulujące wielostronne umowy wspólnie kontrolowane (Międzynarodowy Standard Sprawozdawczości Finansowej nr 11 – wspólne ustalenia umowne). Z perypetii jakie towarzyszą próbie przybliżenia Polakom tej koncepcji biznesowej wynika, że jest to (obok Internetu) coś najgorszego co mogło się OBCYM w kraju nad Wisła przytrafić.
Był kiedyś w Sejmie projekt ustawy o klastrach przedsiębiorstw rodzinnych regulujący te sprawy – upadł.
Było kilka interpelacji poselskich – grochem o ścianę.
Była akcja lobbingowa ze szczerym zainteresowaniem byłego Ministerstwa Gospodarki – dupa zbita.
Wszystkie inicjatywy rozbijały się na dyr. Departamentu Podatków od Towarów i Usług Ministerstwa Finansów Tomaszu Tratkiewiczu. Nie da się, bo...
Jest grupa Polaków, którzy nie odpuścili wiedząc że:
- wielostronne umowy wspólnie kontrolowane stanowią węzeł krytyczny na drodze do kształtowania się u nas efektywnego modelu gospodarki samo-koordynującej się.
- wielostronne umowy wspólnie kontrolowane to zinstytucjonalizowana forma gospodarki dobra wspólnego mająca walor sama w sobie. Wnosi kulturę współdziałania zamiast wyniszczającej konkurencji
- produkcja w wielostronnych umowach wspólnie kontrolowanych to wysoka jakość i redukcja kosztów finansowych. Każdy z równymi emocjami czeka na sukces rynkowy (lub porażkę) wspólnego działania
- wielostronne umowy wspólnie kontrolowane to obniżenie progu inicjatywy gospodarczej poprzez rozłożenie ryzyka biznesowego i obniżenie kosztów.
Wszystko pięknie. Jednak, wielostronne umowy wspólnie kontrolowane:
- znoszą tajemnice handlową, oraz zasadę, że temu, który się zgodził nie dzieje się krzywda. Poniesione koszty trzeba udokumentować!!!
- redukują potrzeba pożyczkowe, gdyż przedsiębiorcy nie muszą zapożyczać się na regulowanie wzajemnych należności w łańcuchu dostaw. Ich roszczenia zaspokajane są z kwot uzyskanych ze sprzedaży.
- wyrównują zyski wszystkich ogniw procesu gospodarczego obalając uprzywilejowaną pozycję sieci handlowych.
Ostatnie podejście Konfederacji na Rzecz Reform Ustrojowych skończyło się:
1. Pismem Kancelarii Prezydenta RP do Ministerstwa Finansów:https://dl.dropboxusercontent.com/u/75370509/pb%20mf%20samofakturowanie%2020160324.pdf
2. Odpowiedzią dyr. Tomasza Tratkiewicza:https://dl.dropboxusercontent.com/u/75370509/mf%20pb%20samofakturowanie%2020160330.pdf
Perypetie związane z pismem i odpowiedzią opisałem tutaj: http://nikander.neon24.pl/post/131504,o-cudownym-odnalezieniu-pewnego-pisma Jestem za stary aby uwierzyć w przypadkowe zaginięcie i cudowne odnalezienie tego pisma.
Dałem tę odpowiedź kilku osobom do przeczytania. Nikt tego bełkotu nie zrozumiał, więc zacząłem tłumaczyć tak: dyr. Tratkiewicz nie jest w stanie wyobrazić sobie innego sposobu ewidencji zdarzeń gospodarczych jak tylko przy pomocy łańcucha dostaw. Dokumentowanie procesów gospodarczych w wielostronnych umowach wspólnie kontrolowanych to dla niego Himalaje wysiłku intelektualnego – to była taka wersja light.
Wersja docelowa to taka, że dyr. Tratkiewicz wie co robi i że jest pozycją ryglową w obronie żydo-banksterskiego zniewolenia Polaków. Wszystkie ważniejsze instytucje na Świętokrzyskiej w Warszawie obsadzone są takimi osobnikami.
Wniosek:
Nie ma innego wyjścia dla odzyskania suwerenności Polaków jak wprowadzenie obowiązkowej kaszanki do menu w ministerstwach i to co najmniej trzy razy w tygodniu. OBCY (koszerni) obsadzili wszystko: od biura podawczego po departamenty.
A wizyty „Przedsiębiorstwa Holocaust” się nie boję. Już się nie boję.
Komentarze